piątek, 6 marca 2015

Amore Del Tropico.

Klub Amore Del Tropico jest... Powiedziałbym, że dobry, gdyby nie kilka szkopułów, ale o tym później.
         Samo Amore duże nie jest, ot, na piwko w czwartki. Mają piłkarzyki, rzutki, palarnię, telewizor, ogródek piwny na cieplejsze dni i dobry wybór piwa. Nie kupisz tutaj chamskiego Leszka czy Tyskiego za piątala. Ceny trunku słodowegu wariują tutaj od 7 do 14 zł. Obecność ulubionej marki jest zmienna. Kiedy zacząłem tam chodzić w środy, to zawsze mieli nalewane Czarnkowskie, czy tam inne słodkie, ciemne niepasteryzowane Proletaryaty. Występował tam wtedy "męski kaliber", jak go sobie nazwałem: duży, cieżki litrowy kufel piwa. Wypełniony napojem z Czarnkowa - 10zł. Teraz też można sobie zamówić, ale - nie ma już tego piwa. Masz za to pełną gamę innych - wydawaj pieniądze jak chcesz.
            Z wódkami natomiast - jest tutaj słabo podstawowy wybór.
Oczywiście, są tam jakieś smakowe lubuskie i ze dwie czyste do wyboru. Nie ma Smirnoffa, Absoluta, Finlandii. Cena jest w porządku - 5 zł za kolejkę. Masz do wyboru małe 25ml i duże 40ml. Nie podzielę się, po ile jest mała, bo nie zamawiam pedalskich kalibrów.
         Wystrój. Wystrój jest zadowalający. Dobre oświetlenie przyjemnego żółtawego koloru, żadnych jarzeniówek, nie za jasno. Obrazy i plakaty godnie zdobiące klasyczne dla Poznania ceglane piwniczne ściany. Dobre dobranie kolorów w całości. Warto poświęcić chwilę uwagi na wall-arty zrobione w górnych pomieszczeniach. Nie są szczególnie profesjonalne, aczkolwiek wyraźne i pasujące kolorystycznie.
        Barmani są tutaj przyjemni i łatwo się z nimi dogadać. Pomogą dobrać piwo, pogadają, po służbie napiją się z Tobą. W Amore, jak w każdym innym pubie tego pokroju, jest klan mebelków. Ludzi, którzy zawsze tam siedzą, piją piwo i gadają. Jeżeli zechcesz się z nimi zmierzyć w piłkarzyki - przygotuj się na srogi wpierdol (in-game).
      Generelnie - upodlić się tutaj alkoholem jest możliwe i wskazane Tylko, że bez parkietu i tańczenia. Miejsce dobre na biforek, na delikatne piwko i pogadanie, jak i również na całonocne picie. Ze swoją paczką znajomych. Niezbyt to dobre miejsce na poznawanie nowych, zupełnie obcych. Poza środami, do Amore złazi się pół-hipsterstwo, które jest dosyć hermetycznym towarzystwem. A w środy... Sam przyjdź i zobacz :-)


Suche fakty:

Lokacja: Ratajczaka 26, Poznań.
Trzeba wejść w bramę i podążać za znakami. Nie ma ogromnego, oczojebitnego neonu zwabiającego amatorów najebundy: "Tak to U NAS sie nabzdryngolisz". Pierwszy raz trzeba trochę poszukać. Ale tylko trochę. Sam pub znajduje się w większości piwnicy.

Metraż.
Nieduży, ale wystarczający. Oceniam, że przy lekkim ścisku i średniej obecności grubasów i dużych ludzi, zmieści się tam około 60 osób siedzących. Chyba, że latem - otwiera się wtedy "ogródek", wypełniony paletami i leżakami, co daje nam dodatkowe +20 miejsc.
Sale jest 6. Główna do siedzenia z miękkimi, tanimi kanapami i fotelikami z Ikei, druga z krzesłkami i stolikami z PRL-U, pomieszczenie z barem, korytarzyk do toalet, gdzie są małe stoliki i hokkery, i dwie sale na górze - palarnia oraz przedsionek do palarni z dartami

poniedziałek, 23 lutego 2015

Oto i blog.
Blog jaki jest, każdy wie.
Ten jest głownie po to, żeby opisywać imprezy z różnych lokali w Poznaniu i czasami miast mniej cywilizowanych.
Oprócz tego, oczywiście, że pojawiać się tutaj będą życiowe bólodupizmy, fotki różnych dziwnych projektów własnorecznych, no i ogrom zawstydzających zdjęć z cenzurowanymi twarzami.
A za kilka lat o nim zapomnę.
A jeszcze później, w jakimś wielkim depresyjnym dołku, siedząc godzinami przed monitorem, oglądając pierdolone kotki i letsplaye na jutubie, oddam się reminescencji. Przeglądając wpisy z tego projektu, będę zastanawiał się, gdzie były moje priorytety życiowe i że mimo wszystko fajnie było być młodym i niszczyć wątrobę dla hobby.